Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych"

Narodowy Dzień Pamięci

1 marca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci “Żołnierzy Wyklętych”. Święto zostało ustanowione dla upamiętnienia żołnierzy antykomunistycznego i niepodległościowego podziemia.

Warto w tym dniu przypomnieć historię uczniów naszej szkoły – żołnierzy wyklętych, którzy wstąpili do oddziału VII Okręgu Narodowych Sił Zbrojnych.

Grupa wywiadowcza Jerzego Figury ps. „Juhas”

Grupa wywiadowcza Jerzego Figury ps. „Juhas” była komórką pomocniczą Samodzielnego Oddziału im. „Szarego” Adama Bieguna, operującego na terenie Milówki i Żywca. Sam Jurek z kolei, podlegał pod dowództwo komendanta Władysława Foksy ps. „Rodzynka”. Organizacja „Juhasa” powstała z ochotników uczęszczających do Państwowego Gimnazjum i Liceum w Żywcu, niedługo po ujawnieniu oddziału AK kpt. „Romana” w październiku 1945r., do której należał. Skład osobowy zespołu liczył 11 członków. Byli to: Zygmunt Pietraszko „Leśny” (Pietrzykowice), Jan Bury „Smrek” , Zdzisław Szybka „Jodła” (Żywiec Zabłocie), Tadeusz Cieślar „Kapitan” (Żywiec Zabłocie), Jerzy Magnucki „Profesor” (Żywiec Zabłocie), Józef Biegun „Uczeń” (?), Tadeusz Bodzek „Dobry” z bratem Adamem „Najlepszy” (Żywiec), Bolesław Kania „Tarzan” (skąd), Edward Łodziana „Jurand” (Radziechowy), Stanisław Habdas „Roland” (Radziechowy). Grupa działała do 1947r. „Zajmowaliśmy się wywiadem i propagandą.-mówi Jurek.(…) Gdy Edward Łodziana utworzył na nowo oddział NSZ pod nazwą „Związek Młodzieży Patriotycznej Nowe Wyzwolenie”, wstąpiłem do niego. Mieliśmy być przygotowani na przewrót w Polsce, a kiedy to nastąpi, tworzyć oddziały do obalenia władzy komunistycznej… W marcu 1950r. zostałem ponownie aresztowany.(…) Przeszedłem przez UB w Krakowie i Żywcu, przez Montelupich, Wronki i obóz w Jaworznie”. Ludzie formatu Jurka Figury szybko stali się solą w oku ówczesnych władz, obiektem podejrzeń i dyskryminacji. Mieli przejść przez swoiste piekło na ziemi, jakie zgotowała władza komunistyczna wszystkim tym, którzy na potrzeby tworzenia „nowego porządku” nie potrafili zapomnieć, czym są Bóg, Honor i Ojczyzna.

„Mnie okrzyczano przestępcą i wrogiem, lecz tej potwarzy nie wstydzę się wcale,
Bo to, com czynił, czyniłem dla Polski– i ku jej chwale”.

Adam Bodzek ps. „Najlepszy”, żołnierz wywiadu „Bartka” od października 1945r. do marca 1951r., z oddziału Jerzego Figury „Juhasa”

„Urodziłem się 23 maja 1932r. Matka Stefania była po szkole pielęgniarek w Krakowie, ojciec, Władysław, był urzędnikiem, później członkiem straży granicznej, rezerwistą”- mówi Bodzek. Początkowo mieszkali w Żywcu, tutaj dorastali wraz ze starszym o rok bratem Tadeuszem. Kiedy Adam miał 4 lata, cała rodzina przeniosła się do Bielska, gdyż ojciec otrzymał pracę w mieście. Adam uczęszczał do szkoły podstawowej w Białej, położonej obok klasztoru św. Hildegardy. Okres okupacji spędził wraz z bratem Tadeuszem we wsi Adamki, wchodzącej w skład Pewli Wielkiej. Tutaj ukończył pierwszy etap edukacji. Bodzek z dumą wspomina swojego ojca, którego określa mianem wielkiego patrioty. Wprawdzie nie należał do żadnej z partii, ale bliskie mu były poglądy Piłsudskiego. „Był odważny i nierozważny”- w tym miejscu przywołuje epizod z czasu okupacji, kiedy przebywał u babci w Kurowie- „jechał transport więźniów do Oświęcimia. Jeden z tych więźniów, pamiętam, kolega ojca, krzyknął: Władek żegnaj!- Ojciec odpowiedział: Nie martw się! Niech żyje Polska! Polska nigdy nie zginie!- Byli tam też Niemcy z pistoletami, myśleliśmy, że będą strzelać, padliśmy na ziemię”. To wydarzenie z całą pewnością nie pozostawia złudzeń, wśród jakich wartości dorastał młody człowiek, który słowa ojca w przyszłości zamienił w czyn. Bodzek przyznaje, że mimo zakazu, w domu słuchano radia „Wolna Europa”- „Radio miałem tak za-maskowane, że Niemcy, choćby przyszli, to na pewno by nie znaleźli- gdyby znaleźli -dziś bym nie żył”. Co więcej, pan Adam przyznał, że jeszcze przed końcem okupacji, kierowany przez ojca, nieświadomie pomagał formującym się w lasach oddziałom: „Załatwialiśmy partyzantom jedzenie i leki. Organizował to mój ojciec. Powiedział, żebyśmy przenieśli je do Kurowa, do stryjka Rudolfa Bodzka, a on będzie wiedział co z tym zrobić”. Po zakończeniu wojny Adam Bodzek wrócił do rodzinnego Żywca i razem z bratem kontynuował naukę w Państwowym Gimnazjum i Liceum im. Mikołaja Kopernika. Mimo różnicy wieku pierwszą klasę zaczęli wspólnie. Adam na profilu hu-manistycznym, natomiastTadeusz wybrał klasę matematyczno- fizyczną.
Właśnie w żywieckim gimnazjum zaczęła się dla obu młodych chłopców działalność konspiracyjna. „Z Jurkiem zacząłem chodzić do I klasy gimnazjalnej. Później on popadł w konflikt z profesorem. Był taki, że swoje zdanie miał i jak trzeba było, to je wypowiedział. Powiedziano mu: Od jutra możesz nie przychodzić do tej szkoły. I Jurek przestał chodzić. Myśmy bardzo żałowali, że zrezygnował. To był kapitalny facet, prawdomówny, uczciwy, wzorowy kolega. Rysą na jego charakterze (dla komunistów) było to, że wszystko, co trzeba było, to wywalił” – czyli nie milczał, otwarcie krytykował ustrój. „Brat utrzymywał z nim dalej kontakty i on mnie właśnie wciągnął w całą tą grupę. On był związany z Jurkiem bardzo blisko- mówi dalej Bodzek- ja zresztą też. Jurek przedstawił nam taką sytuację i wstąpiliśmy. Spotykaliśmy się u niego w domu”. Działalność w konspiracji była wówczas traktowana jak przestępstwo, jednak bez względu na okoliczności Bodzek podjął ryzyko. „Poszedłem z poczucia, że tak trzeba. Zorientowany zupełnie nie byłem, ale wiedziałem, że takie siły są- NSZ”. W konspiracji oprócz brata i „Juhasa” nie znał nikogo- „Poszliśmy w ciemno”. Łączył ich brak zgody na ówczesną sytuację w Polsce. Adam Bodzek wybrał działalność wywiadowczą, ponieważ każda inna- jak choćby służba leśna- nie była możliwa ze względu na młody wiek. W momencie przystąpienia do grupy miał zaledwie 16 lat. „Przysięgę złożyliśmy w kościele w Zabłociu, tylko ja i brat”. Odbierał ją, blisko związany z partyzantką „Bartka”, ksiądz Jerzy Iżowski. Pamięta, że stało się to zimą 1945r. Wówczas obaj z bratem otrzymali ryngrafy. Wiedział o tym również tamtejszy proboszcz ks. Stanisław Słonka, dawny akowiec- „To był człowiek pozytywnie zasłużony, bo nigdy nie miał nic przeciwko temu, do jakiej grupy kto należał- On twierdził, że jak jest przeciw władzy, to jest bardzo dobrze”. Kiedy Bodzek wstępował do oddziału, był przełom 1945/1946r. Adam od początku odznaczał się posłuszeństwem względem przyjętych zasad: „Ani ojciec, ani matka nie wiedzieli, że ja wstępuję do NSZ. Nie mówiłem, bo taki był regulamin, że nie wolno było. Poza tym, matka uważała, że jestem spokojny chłopak i żadnych głupstw nie zrobię, ale ja to jednak nie głupstwo, tylko wielki czyn zrobiłem, że wstąpiłem do NSZ”.
Jako członek wywiadu, Adam Bodzek dostawał do wykonania konkretne zadania: „Miałem pseu-donim (nie wiem czy słusznie)- „Najlepszy”. Zadań było dużo. Początkowo, jak były poniemieckie czołgi rozbite (Żywiec był długo w czasie okupacji oblężony), to w tych czołgach żeśmy grzebali. Nieraz znaleźliśmy jakąś broń- visy, steny. Ja nie miałem nigdy broni, nawet jakbym miał taką propozycję, to bym nie przyjął- myślał człowiek nie tylko o sobie, również o rodzinie, o matce, o ojcu. Tylko Jurek miał parabellum. Mieliśmy u niego nawet takie spotkania w piwnicy i tam żeśmy strzelali z pistoletów. Tyle”. Z wypowiedzi tej wynika, że Jerzy, jako dowódca, nie tylko organizował spotkania we własnym domu, ale również dbał o podstawowe wyszkolenie swoich współpra-cowników. „Naszym zadaniem było orientować się, że jak będzie jakaś obława milicji czy coś podobnego, żeby dawać znać przez Jurka Figurę”. Wywiadowcy zbierali informacje dotyczące planowanych obław, tego, kto z oddziału został zatrzymany, kto współpracuje z UB, PPR, a także zamiarów służb bezpieczeństwa nie tylko względem partyzantki NSZ, ale również byłych członków AK. Często, zupełnie niepostrzeżenie, korzystali oni ze swoich znajomości z aparatem władzy. „Ja miałem bardzo dobrych kolegów, którzy mieli powiązania z milicją, z władzami. Po rozmowie ze znajomymi w milicji, można było wywnioskować, co jest możliwe. Oni, ponieważ nie byli zbyt dyskretni, potrafili nieraz wywalić wszystko tak, jak jest”. Kwestia aprowizacji czy zakwaterowania „leśnych” na zimę, nie należały do zadań Bodzka. Z oddziału „Juhasa” jedynie sam dowódca ukrywał kilku „leśnych” w Żywcu Zabłociu, organizował tzw.meliny i żywność. Ponadto Adam wspomina, że po wojnie razem z bratem otrzymali rozkaz roznoszenia ulotek. Jurek sam koordynował akcję, tak o niej mówił: „Przed referendum 1946r. rozprowadzaliśmy karteczki polecające głosowanie 2 razy „nie”, a „tak” tylko na pytanie o granicę na Odrze i Nysie. Na 1 września 1946r. rozpowszechnialiśmy plakaty, na których wyobrażony był Polski żołnierz bijący kolbą niemieckiego żołnierza leżącego na ziemi i trzymającego hitlerowską flagę ze swastyką, a z tyłu bolszewicki sołdat wbijający bagnet w plecy Polaka. Plakaty oglądało mnóstwo ludzi, a bezpieka została postawiona „na nogi”. Szefem UB w Żywcu był wtedy Adolf Biel”. Ulotki miały pochodzić od krakowskiego WINu. „Zimą- mówi Bodzek- dostałem ulotki od brata. Chodziłem służyć do mszy świętej do parafii i wychodziłem z domu zawsze przed 6 rano, więc mówi: Weź to i rozrzuć, jak pójdziesz. No to ja poszedłem na rynek i rozrzuciłem tak, aby nie było śladu, skąd są. Nikt mnie nie złapał, bo byłem ostrożny”.
Jednym z najbardziej znanych posunięć „Bartka” była organizacja zbrojnej defilady w Wiśle w 1946r. w święto uchwalenia Konstytucji 3 maja, zniesionego przez władzę ludową. Była to wielka, patriotyczna manifestacja siły i liczebności oddziałów partyzanckich, działających w beskidzkich lasach. „Demonstracja przebiegła spokojnie, gdyż władze nie interweniowały, nie będąc przygo-towane do walki z tak liczną i dobrze uzbrojoną bandą”- pisał po latach jeden z autorów komunistycznych, Jan Kantyka. Nie wspomniał jednak, że nieocenioną rolę w zapewnieniu bezpieczeństwa całej akcji, odegrały lokalne przemarsze, jak choćby w Żywcu czy Krakowie, które miały na celu skupienie uwagi tamtejszych jednostek milicji i UB, i uniemożliwienia im wyjazdu do Wisły. W jednej z nich, choć niezupełnie świadomie, brał udział „Najlepszy”. „Należałem do Harcerstwa Polskiego. Mieliśmy wtedy zbiórkę harcerską i szliśmy pochodem na święto 3 maja od boiska Koszarawy do rynku. To był rozkaz Jurka. Mijaliśmy sklep „U Baty”, tam na górze był posterunek MO. Mieli tam balkonik, gdzie były rozstawione karabiny maszynowe i czekali tylko, jak pójdziemy, że będą strzelać. Zatrzymywał nas nawet milicjant w cywilu, ale myśmy go ominęli i szliśmy dalej”. Uczestnicy marszu nie wiedzieli, że poza chęcią manifestacji niezadowolenia z obecnego systemu oraz uczczenia święta narodowego, angażują się w wielki plan „Bartka”, który był znany jedynie łącznikowi „Sztubaka” Jurkowi.
15 sierpnia 1946r. w święto Żołnierza Polskiego, Matki Boskiej Zielnej i cudu nad Wisłą, odbył się zlot oddziałów partyzanckich na Baraniej Górze. Nie wiadomo, czy dowódca Jerzy brał w nim udział. „Chyba Jurek był tam wtedy, ale nie jestem pewien. O tym się nie mówiło, ani kolega z ko-legą”. Od tej pory rozpoczęto przygotowania do wyjazdu na zachód Polski, który miał na celu przerzucenie oddziałów w okolice Jeleniej Góry dla działań dywersyjnych oraz walki z niemiecką partyzantką walczącą na ziemiach wyzwolonych. Plan okazał się jednak wielką prowokacją UB znaną jako „Operacja Lawina”, w wyniku której podczas trzech „transportów” od września do października 1946r., zginęło ok. 200 osób. Liczebność oddziałów partyzanckich na Śląsku drastycznie spadła. Jedynie grupy Adama Bieguna „Sztubaka”, Edwarda Michalika „Konara” i Stanisława Kopika „Zemsty” odmówiły wyjazdu, co uratowało je od zagłady. Ostatni z wymienionych oddziałów, operujący na obszarze Zwardonia i Rycerki, stał się wówczas najaktywniejszym na Podbeskidziu z przeważającą nad innymi liczbą żołnierzy. Jeszcze zanim nastąpiły wywozy, w czerwcu, do oddziału Kopika, byłego oficera WOP, dołączyli dwaj podkomendni Jurka- Zdzisław Pietraszko „Leśny” i Jan Bury „Smrek”. Obaj mieli za sobą przynajmniej rok pracy w wywiadzie. Poszli do lasu z nadzieją, że po kilku miesiącach będą mogli wrócić do przerwanych obowiązków i szkoły. Tak się jednak nie stało. Działalność partyzancka nie okazała się przygodą, ale pełną odpowiedzialności, niebezpieczną służbą. „Leśny” zginął podczas obławy na Wielkiej Raczy kilka miesięcy później, zaś „Smrek” walczył aż do rozwiązania oddziału w 1948r.
Rozwiązanie oddziału Jerzego Figury „Juhasa” miało miejsce w 1947r. Adamowi Bodzkowi oz-najmił o tym drużynowy z harcerstwa- Karol Zollich „Kordian”. Bodzek wspominał: „Przygo-towywaliśmy się do przejścia protestacyjnego, też przez Żywiec, ale jak się dowiedział (drużynowy), jak sprawa wygląda, po prostu przyszedł i powiedział- Rozwiązujemy się”. Sam Jurek trafił do więzienia 19 stycznia tegoż roku, gdzie przebywał aż do marca.
Po maturze, zarówno Adam Bodzek, jaki i jego brat rozpoczęli studia medyczne. Aby zostać przyjętymi, zapisali się do ZMP, Adam jednak często opuszczał zebrania. W efekcie został wyr-zucony z organizacji. Następnie pracował jako lekarz chorób wewnętrznych w żywieckim szpitalu. W tym czasie kilka razy spotkali się z Jurkiem, którego stan zdrowia uległ znacznemu pogorszeniu na skutek śledztw i przebywania w więzieniach komunistycznych: „Jurek leżał w szpitali po swoich incydentach. Drugi raz go leczyłem, jak był już w ciężkim stanie. Często go wspominam i modlę się za niego”-mówił Bodzek. Po rozwiązaniu oddziału „Juhas” utrzymywał kontakty z Władysławem Foksą ps. „Rodzynka”, wstąpił do założonego przez niego Związku Młodzieży Patriotycznej Nowe Wyzwolenie, zmarł w marcu 1995r. Adam Bodzek działał w konspiracji do 1951r. Ujawnił się, jak większość kolegów, w latach 90-tych, po zupełnym odzyskaniu niepodległości przez Polskę.

W rozmowie ze mną [autorką artykułu] , pan Adam Bodzek wspomniał jeszcze jedno spotkanie z władzą komunistyczną, tym razem oko w oko: „Sytuacja była tego rodzaju, że zmieniono dyrektora gimnazjum. Ja byłem już po maturze (rok 1950). Przyszedł nowy dyrektor- Kołodziejczyk, i, wydaje mi się, że w dobrej wierze, napad taki zrobili na niego, że wybili mu szyby w domu. Podejrzewano mnie i brata, bo uważali, że to my jesteśmy takie, po prostu „złe naczynie” i trzeba nas zlikwidować. Brat pojechał wtedy na narty do Zakopanego, a ja pracowałem w pogotowiu i gdy wracałem po nocy, podeszło do mnie dwóch facetów i powiedzieli mi: „Idziemy. Małe wyjaśnienia”. Myślałem, że chcą zapytać coś o Żywcu, ale uszliśmy 100 m, a oni nic nie mówili. No to ja mówię: „Panie, niech pan powie, o co chodzi, bo jak tak pójdziemy milcząc, to dokąd dojdziemy?”. A on na to: „Proszę iść przede mną i proszę nic nie kombinować, bo jak będziecie kombinować, to będę strzelał”. Spytałem jeszcze raz, gdzie idziemy. „To się dowiecie”- odpowiedział i zaprowadził mnie na Urząd Bezpieczeństwa. Tam wszedłem i musiałem stać, bo nie było nawet gdzie usiąść. No i przyszedł szef UB (nie wiem, jak się nazywał, nawet nie chcę wiedzieć, tylko tyle, że pochodził z Łodygowic) i mi wlał, zbił mnie. Ja byłem wtedy młody i miałem dużo sił, więc po jego ciosach nawet się nie ruszyłem. Później mi kazał stanąć na baczność i zaczął mnie kopać po brzuchu. Na UB spędziłem 8 godz. Trzy razy prowadzono mnie na dół do aresztu, aby mnie zastraszyć”. Żywiecka siedziba Urzędu Bezpieczeństwa nie wyróżniała się spośród innych tego rodzaju placówek. Brutalne przesłuchania, tortury stosowane na wzór NKWD i gestapo stanowiły chleb powszedni więźniów i swoistą rozrywkę oprawców. Trafili tu także Magnucki oraz Cieślar, a za jego przyczyną, także Jurek w 1947r. Na szczęście nie znaleziono dowodów potwierdzających rzekomy napad Bodzka na mieszkanie dyrektora szkoły. Po intensywnym przesłuchaniu został zwolniony. „ Wróciłem do domu. Matka patrzy na mnie, mówi: Coś ty taki rozpalony?! Chory chyba jesteś? Ja mówię: Tak, chory. Nie przyznałem się, że byłem na UB. Temperaturę miałem 38.5oC.” Nabyte doświadczenie nie przestraszyło Adama Bodzka. Dzisiaj jest jednym z niewielu, o ile nie jedynym, wywiadowcą Jurka, najdłużej działającym w konspiracji. „Gdybym miał wybierać jeszcze raz- jeszcze raz bym wstąpił. Nie chodzi o to, że byłem w wywiadzie. To była sprawa przyszłości Polski. To mnie przede wszystkim skłoniło i to do końca życia będę pamiętał”.

Kiedy zadałam panu Adamowi Bodzkowi proste pytanie –czy nazwałby się bohaterem, odpowiedź była krótka i jednoznaczna: „Nie. Bohaterów to mieliśmy wielu. Ja byłem tylko prostym człowiekiem i członkiem NSZ, nic więcej”. Zdumiewająca szczerość i pokora mogą służyć za przykład. Dawni działacze podziemia niepodległościowego mierzą świat swoją miarą- to innych, nie siebie, widzą jako wielkich i bardziej zasłużonych. My jednak patrzymy na działaczy podziemia niepodległościowego przez pryzmat współczesności, niemogącej nie nazwać bohaterami ludzi, których jedyną winą skazującą na więzienia, tortury, a nawet śmierć, była niezłomna wiara w ideały, wyrażająca się w ofiarnej walce z komunistycznym reżimem.

Autorka: Katarzyna Kanik

deklaracja dostępności

epuap

bip

stowarzyszenie przyjaciół lo

stowarzyszeni 21 wiek

Współpraca
z ATH w Bielsku-Białej
ATH instytut neofilologii
20.11.2024
Pomarańczowy kiermasz dla Pomarańczowej Energii!

Pomarańczowy kiermasz dla Pomarańczowej Energii!

Czy wiesz, że osamotnienie młodych osób może przybierać różne formy? To nie tylko samotność, ale też strach przed reakcją dorosłych, brak...

czytaj więcej
17.11.2024
Podziękowania dla uczniów i rodziców za wsparcie akcji charytatywnej na rzecz zwierząt

Podziękowania dla uczniów i rodziców za wsparcie akcji charytatywnej na rzecz zwierząt

Z radością i wdzięcznością pragniemy podziękować wszystkim uczniom, ich rodzicom oraz nauczycielom za zaangażowanie w zbiórkę karmy, podkładów,...

czytaj więcej
Narzędzia dostępności